11 dni wystarczyło mi, żeby zobaczyć kanał koryncki, Nauplion, Elafonisos, objechać wszystkie 3 palce Peloponezu, była też Sparta, Mistra, Olimpia, Epidauros, Mykeny, pogoda była piękna, drogi żyleta.
Ateńskie lotnisko mieści się 20 km od samych Aten, bilet kosztował 400 zł w dwie strony, auto wynająłem w Green Motion, które mieści się koło lotniska, pracownik transferuje nas z terminalu do siedziby, jedziemy 8 minut. Wynajęcie auta (Nissan Note) kosztowało mnie z ubezpieczeniem na 11 dni 750 zł, moim zdaniem niedużo. Przez 11 dni przejechałem 2000 km, na benzynę wydałem ok. 200 euro. Autostrada jest płatna, kosztuje ok. 2 euro co 30 km, ciągnie się od Aten do Sparty. W drugą stronę od Patry do Aten. Nie robiłem opisów miejsc, w których byłem, wszystkie podlinkowałem.
Akrokorynt był zamknięty, więc spędziłem tam tylko chwilę i pojechałem do Nauplion gdzie miałem nocleg. Nocleg w hotelu Dias, 85 euro za 2 doby, pokój ciasny i ciemny, śniadanie pyszne no i w centrum lokalizacja 🙂
Wieczorem pojechałem popływać, o 19 temperatura powietrza i wody wciąż była wysoka 🙂
Dzień 2
Drugiego dnia pojechałem zobaczyć Epidauros, który już widziałem wcześniej, w 1995 roku – nic się nie zmieniło 🙂
Odwiedziłem też Mykeny, Argos i wróciłem do Nauplion, gdzie wjechałem na Palamidi. Można wjechać autem, lub pokonać 850 schodów idąc z miasta 🙂
Z ruin zamku możemy podziwiać widoki, to był jedyny dzień, kiedy nie dopisała pogoda – padało.
Grecja sama w sobie jest droga, ceny takie jak we Włoszech, podstawowy posiłek w restauracji kosztuje 7-12 euro, średnio trzeba liczyć 10 euro na osobę. Z Polski warto zabrać filtry/kremy przeciwsłoneczne, w Grecji kosztują one ok 12-15 euro 🙂
W samej Grecji miałem zaplanowane w 11 dni 5 miejscówek, 5 noclegów po dwie doby.
Dzień 3
W 3 dniu miałem zaplanowany zjazd na południe, na pierwszy z trzech palców Peloponezu, na wysepkę Elafonisos, na której nie ma nic prócz trzech plaż. Po drodze zahaczyłem o klasztor na skale Moni Agiou Ioanni Prodromou.
Przepiękne widoki, po raz pierwszy nie dały mi spokojnie jechać, później było tylko „gorzej” 🙂
Samochód parkujemy na niecały kilometr od klasztoru, do którego idziemy około 40 minut.
Na miejscu czeka na nas parzona kawa, serwowana przez tutejszego mnicha 🙂
Autostrada ciągnie się od Aten do Sparty, dalej już tylko lokalnymi drogami, które w większości zostały zmodernizowane.
Napiszę o promie na Elafonisos. Dwa promy są wąskie, jeden szeroki. Na ten szeroki wjeżdżamy przodem i w środku zawracamy i ustawiamy się przodem do wyjazdu. Na te wąskie od razu wjeżdżamy tyłem. Ma to znaczenie kiedy lądujemy się z półwyspu bo tam jest wąska i od razu musimy się w kolejce tyłem ustawić. Prom kosztuje 11 euro za auto i 1 euro za osobę. Prom płynie 8 minut na drugi brzeg. Nie ma kas stacjonarnych i płacimy po wjeździe na prom, na spokojnie człowiekowi na promie właśnie
Dzień 4
Kolejny dzień spędziłem na nic nie robieniu, na wyspie nie ma kompletnie nic, nawet normalnego sklepu, są ze 3 sklepy tzw „osiedlowe” w których możemy kupić makaron, ciastka i wino. Peloponez poza sezonem jest wciąż atrakcyjny, temperatura powietrza 29 st. temperatura wody ponad 20 stopni i brak tłumów na plażach. Nocleg w hotelu Kalimera Inn tuż koło plaży. Pokój duży z balkonem, bez śniadania, byłem jedynym gościem 🙂
Najpiękniejsza plaża na wyspie, to Simons Beach. Do 10.00 byłem sam na plaży, w szczycie parasole były zajęte w 10%. Parasole należał do kawiarni, która znajduje się nieopodal i jeden kosztuje 5 euro za dzień.
Dzień 5
Nocleg zaplanowany w Kalamacie ale wcześniej zjechałem na południe środkowego palca, do jaskiń w Diros, Wejście do jaskiń kosztuje 15 euro. 1200 metrów płyniemy łodzią i 300 metrów do wyjścia na pieszo.
Następnie postanowiłem pojechać na najbardziej wysunięty punkt Peloponezu, który znajduje się na środkowym palcu 😎
Jest to ostatnia morska Tenaros na Matapanie. Dojeżdżamy autem do tawerny i dalej około 50 minut w jedną stronę z buta. Co do butów, to przyda się obuwie trekkingowe. Cała trasa po większych i mniejszych kamieniach. Łatwo o zwichnięcie kostki. Na powrót, tuż przed parkingiem można popływać i się schłodzić. Co też uczyniłem
Z Matapanu do Kalamaty jest „tylko” 120 km ale jechałem to ok. 3 godzin. Szosa/droga jest jedną wielką serpentyną. Hotel w Kalamcie Fotini za 110 euro za dwie doby ze śniadaniem, do hotel przylega basen.
Dzień 6
Planowałem w 11 dni przejechać 1200 km po Peloponezie.
Zaczął się 6 dzień a już 1000 km nabite.
„Film na siatkówce zdobywa Grammy”
Ten dzień był intensywny. Na pierwszy ogień poszło stanowisko archeologiczne Mesini. Pojechałem tam przede wszystkim sprawdzić, czy faktycznie stadion lekkoatletyczny sprzed ponad 2000 lat jest w lepszym stanie niż Skra w Warszawie…
Następnie podjechałem na granicę Arkadii i Mesiny. Musiałem ją przejechać, żeby dojechać do Sparty.
W Sparcie, ciekawy jest tylko posąg Leonidasa. Niestety, trafiłem na antyczny maraton i nie mogłem doń podejść.
Ale widoki z niektórych ulic Sparty urywają…
Ostatnim punktem programu było stanowisko archeologiczne Mistra.
Mistra stanowi najlepiej na świecie zachowany przykład miasta bizantyńskiego, jakkolwiek o powierzchni 61-krotnie mniejszej od dawnego Konstantynopola.
Samo miasto Kalamata jest bardzo dobry punktem wypoczynkowo-wypadowym. W mieście znajduje się lotnisko a zajmując jej jako bazę możemy obskoczyć wszystkie palce Peloponezu, Spartę, Mistrę, Methoni, Pylos i inne. W samym mieście przy głównej ulicy i deptaku długości ok. 3 kilometrów mieści się plaża, ale można autem pojechać i w inne miejsca.
Dzień 7
Samą podróż z Kalamaty do Romanos (1.5 h) udało mi się wydłużyć do 9 godzin
Najpierw wybrzeżem a później przez góry pojechałem do Tsapi, gdzie jest tylko plaża.
Tsapi okazało się strzałem w 10. Dwie knajpy przy malutkiej piaszczystej plaży, na której były dwie osoby.
Z Tsapi pojechałem na północ do Methoni, gdzie znajdują się ruiny weneckiego zamku.
Z Methoni wyżej do Pylos. Tam też znajdują się ruiny zamku, ale w jeszcze gorszym stanie
Miejscówa i plażing w Romanos w hotelu Navarone. Blisko kilku fajnych plaż. Miałem w planie nic nie robić i się udało 🙂
Hotel Navarone 120 euro za dwie doby + śniadanie, blisko do plaży, hotel z basenem, w hotelu byłem tylko ja i 3 niemieckie pary, które widziałem tylko na śniadaniu.
Plaża Voidokilia na dwóch pierwszych zdjęciach, trzecie zdjęcie jest z plaży koło hotelu.
Dzień 8
Babcinka grecka zatrzymała mnie na skrzyżowaniu i mówi przez okno – Pilos, Pilos – i tak trafiłem do Pylos do którego się nie wybierałem, bo wybierałem się na plażę
Wszędzie gaje oliwne, wszędzie, nie ma nic więcej.
Złota Plaża
Pomiędzy plażami Gold Beach i Voidokilia jest zamek na wzgórzu, tzn ruiny zamku Navarone, nikt nie chroni, jest niezabezpieczony i ogólnie dostępny, nawet w Google jest opis – otwarty całą dobę. Na wzgórze idziemy około 30 minut, po samym zamku poruszamy się głownie murami zamku…
Wszystko po to, żeby mieć taki widok 🙂
Dzień 9
Tego dnia przeniosłem się na ostatnie dwie doby bardziej na północ…Hotel Giovanni Mare okazał się bardziej apartamentem, 85 euro za dwie doby bez śniadania. Apartament nad plażą.
Dzień 10
…żeby 10 dnia podróży udać się do Olimpii, prócz stanowiska archeologicznego musicie koniecznie zobaczyć muzeum
Muzeum
Stanowisko archeologiczne
Dzień 11
Ostatni dzień wycieczki, byłem już tak zmęczony, że nie do końca chciało mi się zwiedzać, żałuję, że nie zatrzymałem się w Patrze, bo miałem na to czas. Zwiedziłem Akropol, ale tłumy ludzi skutecznie psują cały klimat. Auto w Atenach zaparkowałem niedaleko przedostatniej stacji linii metra (czerwonego) i pod sam Akropol udałem się właśnie metrem. Zaparkowanie auta nie było łatwe. Metro kosztuje 1.4 euro za 90 minut, Akropol 20 euro.
Wpis będę uzupełniał.
Ps. Polecam wyjazd do Grecji poza sezonem, tak od 15/20 września to idealny termin, wciąż ciepło, ciepła woda, bez deszczu i bez tłumów.
Do Czarnobyla planowałem wyjechać od kilku lat, ale nigdy nie potrafiłem się do tego zmotywować, drugim problemem był wybór operatora. Po rozmowach z kilkoma znajomymi okazało się, że to był nie tylko mój problem. Ja ostatecznie wybrałem Bispol i mogę go polecić, zostałem profesjonalnie obsłużony. Trzeba pamiętać, że każdy operator z Polski jest tylko pośrednikiem, ponieważ na terenie zony operują jedynie firmy ukraińskie. Więc, tak naprawdę moim operatorem, była ukraińska firma Chornobyl-Tour. Jeśli się nie boisz (zaliczka na paypal), możesz swobodnie załatwić sobie wyjazd centralnie przez nich. Najlepiej nie używać formularza tylko załatwić to drogą mailową, szybko odpisują. Co dalej, ja zrobiłem to tak. Poleciałem do Kijowa w piątek, lot z Warszawy do Kijowa-Borysław, lotnisko znajduje się 30 km od miasta. Do miasta możemy dostać się autobusem za ok 100 hrywien albo taksówką za ok 400. Autobus dowozi do dworca kolejowego. Hotel najlepiej sobie zabukować blisko dworca kolejowego właśnie, bo to spod dworca będziemy odbierani na wyjazd do Czarnobyla. Ja miałem hotel ok 1.5 km od dworca – Fire Inn. W sobotę i niedzielę byłem w Czarnobylu i w poniedziałek lotem o 12.50 wróciłem do Warszawy. Można taki wyjazd ogarnąć w cztery dni. Sam Czarnobyl sugeruję minimum dwa dni.
Koszty. Dwa dni w Czarnobylu przez Bispol to koszt ok. 1500 zł, centralnie przez ukraińskiego operatora to ok 1100 zł. Trzeba pamiętać, że ukraińska strona w języku angielskim jest okrojona z informacji więc najlepiej jest załatwić wszystko na mail zamiast przez formularz. Cały, czterodniowy wyjazd, z przelotem i hotelem w Kijowie + Czarnobyl to ok 2000 zł w zależności od tego ile wydamy w Kijowie, w Czarnobylu jest tylko jeden sklep i bar w hotelu więc nie ma za bardzo czasu na wydawanie pieniędzy. Jedna z ważnych informacji jakie wyczytałem w necie przed wyjazdem to info na temat suchego prowiantu. Najlepiej jest zabrać ze sobą paczkowane kabanosy ( można trzymać w plecaku i się nie psują), ja zabrałem po dwie paczki na dzień i np. batoniki proteinowe (zapomniałem kupić). Podczas eskapady będziemy jeść: w pierwszy dzień tylko kolacja, więc warto zjeść syte śniadanie przed wyjazdem i na drugi dzień śniadanie w hotelu i obiad w stołówce JAKBY zakładowej ok 5 km od elektrowni. Nie liczcie na wiele, jeśli chodzi o te posiłki 🙂
Wyjazd jest ok 8.00 rano i na miejscu, na granicy z Zoną jesteśmy ok 10.00 – dalej jest już bardzo intensywnie, w pierwszy dzień przeszliśmy ok 12 km i w drugi ok 8 km.
Teraz powinienem wrzucić ok 500 zdjęć…więc może powiem tylko o tych najważniejszych miejscach w których byliśmy. Na początek sekretne miasto Czarnobyl 2 i Radar Duga
Obok radaru znajduje się centrum dowodzenia i tam też byliśmy.
Obok radaru znajduje się miasteczko, w którym żyła załoga.
Miasteczko było samowystarczalne, znajdowały się w nim wszystkie potrzebne instytucje jak szkoła, szpital, straż pożarna.
W tym dniu zwiedzaliśmy też wieś Zalissya i kemping letni dla dzieci. W drugim dniu zwiedzaliśmy miasto Prypeć, w którym znajduje się elektrownia atomowa. Między innymi weszliśmy…wysoko weszliśmy.
W Prypeci byliśmy we wszystkich ważniejszych miejscach jak szkoła, basen, szpital, zakład Jupiter…
Oczywiście byliśmy na wesołym miasteczku…
I w centrum miasta
Przewodnik, Olena, była świetnie przygotowana pod każdym względem, miała np. ze sobą album zdjęć miasta sprzed katastrofy
Na koniec podjechaliśmy pod sam reaktor, 300 metrów od niego promieniowanie jest mniejsze niż w samolocie, którym leciałem do Kijowa.
Czy warto odwiedzić Czarnobyl? Za rok przyjadę tu na dłużej.
PS. Tuż przed wyjazdem przewodnik zabrał nas do pani Walentyny, jednej ze stu kobiet, które wróciły do Czarnobyla na własny rachunek, po katastrofie – było tak 🙂
Klasztor na Monte Cassino, Domek Doktora, Pomnik Karpatczyków na wzgórzu 593 czyli „Górze Ofiarnej”, Pomnik 4 Pułku Pancernego „SKORPION”, to wszystko musi zobaczyć każdy Polak, który odwiedza Monte Cassino, ale nie każdy wie o ich istnieniu, nie każdy wie jak tam trafić. Razem z członkami Grupy Edukacji Historycznej Fundacji Niepodległości odwiedziłem te wszystkie miejsca gdzie zatrzymał się czas. Do dziś można tam trafić na niewybuch, metalowe odłamki, niemiecki drut kolczasty, fortyfikacje. Tak minęła nam 75. Rocznica Bitwy pod Monte Cassino.
Rekonstruktorzy odbierają mnie pod bramą wjazdową, która mieści się tuż obok Polskiego Cmentarza Wojskowego na Monte Cassino. Wsiadam do Willys’a w barwach 5.Kresowej Dywizji Piechoty, prowadzi Wojciech Szewczak, musi wykazać się nie lada siłą i umiejętnościami, żeby prowadzić auto terenowe leśnymi ścieżkami z kierownicą bez wspomagania. Biegi też ciężko wchodzą.
– Droga 73 przed klasztorem była całkowicie odkryta, auta jechały pod górę manewrując i zachowując dystans. Zabitych po drodze nie zbierano, spychano ich na dół, żeby ułatwić przejście następnym – mówi Robert Borkowski, który rekonstruuje pancerniaka z 6. Pułku Pancernego „Dzieci Lwowskich”. Pułk ten wsławił się w walkach o Piedimonte. Zdobycie tego miasta i szczytu otworzyło drogę do Rzymu.
Dojeżdżamy do obozu, który mieści się obok Domku Doktora. Podczas bitwy o Monte Cassino mieścił się tutaj Batalionowy Punkt Opatrunkowy (BPO) 3. Dywizji Strzelców Karpackich. Domek Doktora znajdował się na grzbiecie tzw. „Głowy Węża” blisko wzgórza 593, który był kluczowy dla powiązanego systemu obrony niemieckiej w masywie górskim Monte Cassino.
Podczas bitwy domek został doszczętnie zniszczony przez Niemców i w rok po bitwie odbudowany przez polskich żołnierzy. Dziś mieszka w nim Giovana, kiedy rozmawialiśmy stojąc obok niego, otworzyła nam drzwi i zaprosiła do środka. W wejściu wita nas „polska ścianka” a na niej między innymi Matka Boska Częstochowska.
Wsiadamy do „Jeep’a” i jedziemy na wzgórze 593, które jest dobrze widoczne z obozu. Z klasztoru też jest świetnie widoczne. To dlatego Bitwa pod Monte Cassino pochłonęła 54 tys. zabitych i rannych po stronie aliantów. Dojeżdżamy do bramy, 100 metrów od Domku Doktora w lni prostej, Wojciech Szewczak mówi, że komu udało się dobiec do tej bramy, miał duże szanse, żeby przeżyć, wielu zginęło próbując tu dobiec. Od bramy zaczynało się zdobywanie masywu, kawałek po kawałku.
Jedziemy dalej i dojeżdżamy do wzgórza 593, gdzie mieści się Pomnik Karpatczyków. Wzgórze próbowano zdobyć przez niemal 6 miesięcy. Korpus Nowozelandzki podczas trzeciego natarcia (operacja Dickens) został całkowicie rozwiązany – tam nie było czego zbierać – mówi Robert Borkowski. Główną siłą czwartego natarcia (operacja Diadem) stanowił 2 Korpus Polski pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Po ciężkich walkach polskie wojska wyparły niemiecką 1. Dywizję Spadochronową „Hermann Goering” z zajmowanych pozycji. Nad ranem 18 maja 1944 roku patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich, pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela wkroczył do ruin klasztoru.
Na Pomniku wyryto napis „Za naszą i waszą wolność my żołnierze polscy oddaliśmy Bogu ducha, ciało ziemi włoskiej, a serca Polsce”
Ze wzgórza rozpościera się widok na dolinę. Stojąc tam wysoko można zrozumieć, dlaczego to w tym miejscu mieści się linia obronna „Drogi Do Rzymu”
Matthew Parker w „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej” pisał: „Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie. W znacznej części górował nad rzekami o stromych brzegach, w szczególności Garigliano i Rapido, lub też rozciągał się na nadbrzeżnych bagnach lub na wysokich górskich szczytach. Naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu”
Wsiadamy do Wyllis’a i jedziemy w ostatnie miejsce, pod Pomnik 4 Pułku Pancernego „SKORPION”. Do budowy pomnika został wykorzystany wrak czołgu Sherman o nazwie własnej „Sułtan”. Czołg dowodzony przez ppor. Ludomira Białeckiego został zniszczony po tym jak najechał na 4 miny ułożone jedna na drugiej. Siła eksplozji była tak potężna, że odrzuciła na bok kilkutonową wieżę Shermana. Trzech pancernych z załogi czołgu zginęło na miejscu. Dowódcę załogi czołgu znaleziono zaś poległego około 100 metrów od wraku sześć dni później.
Pomnik powstał na rozkaz dowódcy 2. Brygady Pancernej. Na korpusie wraku umocowano krzyż z gąsienic podparty tablicami oraz dwoma spiżowymi skorpionami symbolizującymi Pułk „Skorpion”. Skorpiony zostały skradzione w latach pięćdziesiątych. Napis na płycie przedniej brzmi „Bohaterom 4 Pułku Pancernego poległym w marszu do Polski”.
Rozmawiamy o walkach polskich pancernych o San Germano. Umawiamy się na 29 października do Bredy na rocznicę wyzwolenia miasta przez 1 Dywizję Pancerną (1 DPanc.) dowodzoną przez generała Stanisława Maczka. Polscy żołnierze maja groby w całej europie.
Do Jordanii możemy dostać się na dwa sposoby, albo samochodem przez granicę z Izraela albo samolotem na trasie Warszawa – Amman. My wybraliśmy tę drugą opcję. Ah tak, pierwszy raz pojechałem gdzieś w grupie. Od 2018 roku Ryan Air ma otwarta linie lotniczą Polska – Jordania, my polecieliśmy na początku grudnia. Bilety kosztowały ok. 280 zł z bagażem do 10kg w dwie strony.
Naszym planem było zobaczenie Ammanu, Morze Martwe, Wadi Rum, Petra. Wszystko udało się w 110%, wycieczka trwała 4 dni, do przejechania 800km. Przed wylotem warto kupić przez Internet jordan pass
https://www.jordanpass.jo/Contents/Prices.aspxCena zależy od tego ile dni chcemy spędzić w Petrze, my mieliśmy na to tylko jeden dzień więc wyszła najtańsza opcja za 99 dolarów. Jordan Pass jest jednocześnie wizą i biletem wstępu do wielu miejsc, na stronie znajdziemy listę obiektów do których wejdziemy za darmo.
Przez Internet, ale nie jest to konieczne, można też na miejscu, wynajęliśmy auto. Tutaj trzeba uważać bo w cenie auta na 5 osób operator próbował nam wcisnąć Toyotę Yaris. Stanęło na Nissan Sunny, był ok. NA lotnisku też można bez problemu i bez kolejek zaopatrzyć się w kartę SIM jordańskiego operatora, za ok. 100 zł kupiłem kartę z 10 GB Internetu.
Lot był wieczorem, więc w hotelu zameldowaliśmy się ok. godziny 21.00, pomimo deszczu wyszliśmy na miasto i spędziliśmy tam ok. 2 godzin. Na szczęście padało tylko jeden dzień, później już pogoda była idealna, temp ok. 12 stopni.
Następnego dnia wyruszyliśmy z Ammanu w stronę Morza Martwego odwiedzając pod drodze Madabe i znajdujący się tam kościół, następnie udaliśmy się na Gorę Nebo, stamtąd ruszyliśmy przez góry na drogę wiodącą wzdłuż Morza Martwego na południe do Wadi Rum.
Wieczorem dotarliśmy do Wadi Rum, tam trzeba uważać na Beduinów, którzy golą europejskich frajerów jak leci :), po przyjeździe zaprosili nas na kolecję, na drugi dzień oznajmili nam, że nie była za darmo i mamy zapłacić za nią drugie tyle co za nocleg :). Wytargowaliśmy połowę z tego. Na drugi dzień z samego rana ruszyliśmy na 4 godzinny rajd po pustyni – polecam. Nocleg, kolacja i rajd po pustyni kosztował ok 50 dolarów od głowy.
Około 10.00, zaraz po tym jak wróciliśmy z pustyni ruszyliśmy do Petry. Zawsze przewodniki doradzają pojechać do Petry na 3 dni min. my pojechaliśmy na 4 godziny. Jednak ci, którzy zalecają 3 dni w Petrze mają rację i następnym razem pojadę do Petry właśnie na kilka dni. Bardzo dużo do zwiedzania oraz dużo tras trekingowych do przejścią z pięknymi widokami. Auto zaparkowaliśmy tuż przy wejściu, nie ma z tym problemu.
Wieczorem udaliśmy się w drogę powrotną do Ammanu. Zapomniałem dodać, że o ile autostrady są dobrze zrobione, to trzeba się pilnować jadą autem na HOPKI, które są ustawione i nieoznakowane w różnego rodzaju rozjazdach i zjazdach.
Po dojechaniu do Ammanu udaliśmy się na zasłużony spoczynek. W ciągu jednego dnia widzieliśmy pustynię Wadi Rum, Petrę, Ma’an, Amman i przejechaliśmy kilkaset kilometrów. Następny i ostatni dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Ammanu, nie ma tam za dużo do oglądania, jeden dzień wystarczy. Byliśmy w muzeum kolejnictwa… na Cytadeli, najciekawsze jest jednak centrum miasta gdzie jedliśmy pyszny humus 🙂
W Jordanii byliśmy 5 dni, jak widać w ciągu 5 dni można dużo zobaczyć, widzieliśmy kilka miast, Morze Martwe, Petrę, przejechaliśmy około 800 km. Pojadę tam jeszcze raz, to jest pewne.
Na mapie, nasza podróż wyglądała mniej więcej tak.
Z Rzymu do Neapolu możemy dostać się koleją, ze stacji Tirmini do Napoli Centrale, ceny biletów są różne w zależności od przewoźnika i komfortu. Trzy godziny jazdy za 12.50 euro albo pendolino, godzina jazdy za 50 euro, jechałem trzy godziny. Cena pokoju przez Airbnb była taka sama jak w Rzymie z tymże w Neapolu pokój miałem w dzielnicy artystyczno-handlowej, blisko nadbrzeża. Czwarte piętro bolało ale użytkowy dach rekompensował swoim widokiem na Wezuwiusz.
Tak samo jak w Rzymie jest mnóstwo kościołów, zawsze otwartych, kiedy nie ma mszy, w środku jest zawsze osoba pilnująca porządku.
Przywiązanie do chrześcijańskiej spuścizny, dotrzymuje nam towarzystwa na każdym kroku, często ulice maja swoje małe prywatne kapliczki.
Setki wąskich typowo włoskich uliczek, dla których tutaj przyjechałem.
Jeden z punktów widokowych znajduje się na Largo S. Martino, jeśli mieszkamy we wschodniej części miasta tak jak ja mieszkałem to sugeruję dostać się metrem na Vanvitelli i stamtąd przejść się na pieszo.
Widok mamy taki.
Napolitańskie metro jest nowoczesne i wiele stacji zostało oddane do użytku stosunkowo niedawno, Polecam stacje metra Toledo
Jeśli lubisz długie spacery i chcesz poczuć prawdziwe Włochy to Neapol jest takim miejscem.
Co ciekawe pomimo tego że Neapol jest miastem portowym nie posiada jako takiego mola wbijającego się w głąb morza, posiada natomiast wbity w morze zamek na który można wejść za darmo.
W związku z tym że mieszkałem w centrum nie poruszałem się raczej komunikacją miejską, metro kosztuje 1.5 euro na linie.
Będąc w Neapolu możemy się udać na Capri, Wezuwiusz (w zimie dojście do krateru jest zasypane śniegiem i nieczynne), Pompeje i Herkulanum. Wybrałem Herkulanum które różni się od Pompeii tym, że będąc w starożytności dzielnicą willową jest dużo mniejsze. W odwrotności od Pompeii które zostały przysypane pyłem wulkanicznym, Herkulanum zostało przykryte błotem wulkanicznym przez co zostało lepiej zakonserwowane. Aby dojechać z Neapolu powinniśmy skorzystać z kolejki Circumvesuviana odjeżdżającej z dworca Galibardi w kierunku Sorrento, i wysiąść na stacji Ercolano Scavi. Bilet w dwie strony kosztuje około 5 euro. Aby dojść do wykopalisk ze stacji po prostu udajmy się główną ulicą w dół w stronę morza. Bilet na Herkulanum kosztuje 11 euro.
Neapol jest dużym, rozciągniętym, zaśmieconym miastem, tak samo jak Rzym, ale warto tu przyjechać, chociaż przez trzy dni jesteśmy w stanie zobaczyć tylko jego mały wycinek. Na pewno tu jeszcze wrócę.
Na koniec grudnia mam zawsze 10 dni wolnego, mógłbym siedzieć w domu i nic nie robić (ostatnie 3 lata) albo zrobić coś, co zawsze się odkłada „kiedyś pojadę do Neapolu” – kiedyś nie istnieje. Sprawdziłem loty, w grudniu najtańsze bilety są w Wigilię 24 grudnia i 31 w sylwestra, wtedy z założenia nikt nie lata tylko świętuje. Lot do Rzymu i z powrotem w sumie 160 funtów (24-310). Żeby nie było odwrotu zabukowałem bilety, teraz nocleg. W tym okresie cena łóżka w hostelu w pokoju 10 osobowym waha się w granicach 25 funtów za dobę, minimum, pokój w hotelu od 40 funtów. Postanowiłem sprawdzić Airbnb, czyli działa to na takiej zasadzie że ktoś nam podnajmuje pokój w domu w którym mieszka. Najtaniej 22 funty za dobę i taki pokój wziąłem. Dokładnie ten i polecam https://www.airbnb.pl/users/show/46380211
Sam lot wyglądał tak.
Komunikacja.
Dojazd z portu lotniczego Fiumicino do centrum Rzymu – Tirmini to koszt 14 euro za bilet, lotnisko jest oddalone od Rzymu 30km i jedziemy pendolino ok 30 minut. W samym Rzymie sugeruję kupić bilet tygodniowy na komunikację miejską – tramwaj, autobus, metro -24 euro. Można go kupić w kiosku i w automacie na bilety.
Jedzenie.
Najtańsza pizza 7 euro 🙂
Kościoły – są wszędzie, kościoły i bazyliki. Polecam.
Sam Rzym w grudniu jest mimo wszystko tłoczny, nie wyobrażam sobie jak to wygląda w sezonie. Jest co oglądać i co zwiedzać, co 30 metrów napotykamy ruiny, zabytki fontanny.
Moje ulubione miejsce to Plac Wenecki, głęboko po jego lewej stronie mamy schody, kiedy wdrapiemy się na nie mamy piękny widok na cztery bazyliki, tam lubiłem sobie posiedzieć.
Druga sprawa to uliczki, po to tutaj przyjechałem, są przepiękne.+
Wszędzie zabytki, ruiny i historia.
Wszędzie możemy dostać się metrem, są dwie stacje które zatrzymują się przy Watykanie, ja wysiadałem na Ottaviano. 500m na wprost od Watykanu.